Używamy plików Cookies dla zapewnienia poprawnego działania strony. Zgodnie z prawem, musimy zapytać Cię o zgodę. Proszę, zaakceptuj pliki Cookies i pozwól tej stronie działać poprawnie.
Korzystając z naszej strony akceptujesz zasady Polityki Prywatności.

Wyszukaj na naszej stronie

 
 
czwartek, 24 październik 2013 12:00

Arbitrem być- wywiad z dr Janą Plaňavová-Latanowicz Wyróżniony

Napisał
Oceń ten artykuł
(1 głos)
Arbitrem być- wywiad z dr Janą Plaňavová-Latanowicz © alx - fotolia.com

Wydaje się, że praca arbitra jest zarówno prestiżową jak i oczywistą alternatywą dla zawodu sędziego. Czym zajmuje się arbiter i czy to atrakcyjna ścieżka kariery dla studenta prawa? Na te i inne pytania odpowie w wywiadzie dla serwisu studentaprawa.pl doświadczony arbiter dr Jana Plaňavová-Latanowicz.

Dr Jana Plaňavová-Latanowicz ukończyła studia prawnicze na Uniwersytecie Karola w Pradze. Jest wykładowcą Uniwersytetu Warszawskiego i uznanym arbitrem w sprawach handlowych. Ponadto ocenia studentów biorących udział w symulacjach postępowań arbitrażowych takich jak FDI Moot Court czy VIS Moot Court.

 

Magdalena Stachlewska: Pani doktor, zwykle prawnicy zdradzają, że od zawsze czuli powołanie do kariery w palestrze czy w sądzie. Czy od zawsze Pani marzeniem była kariera prawnicza?

dr Jana Plaňavová-Latanowicz: Muszę przyznać, że w ostatniej klasie liceum byłam już pewna, że chcę studiować prawo. Oczywiście miałam też inne zainteresowania, bardzo lubiłam historię. Teraz mogę powiedzieć, że wybór studiów był instynktowny, ponieważ wyczułam w czym mogę się najlepiej spełnić.

MS: Dlaczego zdecydowała się Pani zostać arbitrem? Dlaczego wybrała Pani akurat taką ścieżkę kariery?

JPL: O byciu arbitrem nie decydujemy my sami. Decydują o tym inni. Kiedy zostałam wyznaczona do pierwszej sprawy byłam raczej przerażona.

MS: Czy mogłaby Pani przybliżyć naszym czytelnikom, którzy jeszcze nie zetknęli się z kwestiami arbitrażu, czym zajmuje się arbiter? Na czym polega Pani praca?

JPL: Zadaniem arbitra jest rozwiązane sporu. Najlepiej poprzez doprowadzenie stron do ugody a kiedy ugody nie da się osiągnąć poprzez wydanie rozstrzygnięcia.

 

MS: Jak zostać arbitrem? Jak wygląda droga do zawodu?

JPL: Ogólnie biorąc są dwie drogi. Z jednej strony można najpierw uzyskać renomę i zaufanie w środowisku w którym wykonuje się zawód (nie tylko prawnicy zostają arbitrami, są też nimi np.: inżynierowie). Druga możliwość to po prostu mieć szczęście i uzyskać pierwszą sprawę - w ten sposób zbudować sobie zaufanie. Pamiętam, że w pierwszej sprawie zostałam wyznaczona na arbitra z uwagi na fakt, że jestem z wykształcenia prawnikiem, biegle posługuje się językiem polskim i angielskim w mowie i piśmie oraz nie mam obywatelstwa polskiego.

MS: Jakie umiejętności Pani zdaniem są niezbędne do wykonywania tego zawodu?

JPL: Zdecydowanie znajomość języków obcych oraz zdolności organizacyjne i interpersonalne. Trzeba być energicznym, przekonującym i budzić zaufanie. Zdrowy rozsądek też się przyda. Pamiętam jak przed moją pierwszą rozprawą dzwoniłam do mojego byłego szefa prof. Mariana Kępińskiego, który jest doświadczonym arbitrem, pytając co powinnam zrobić. Odpowiedział, że należy zachowywać się przyzwoicie i będzie dobrze. Trzymam się tego do tej pory.

 

MS: Czy ma Pani jakieś wskazówki dla studentów prawa, którzy marzą o pracy arbitra?

JPL: Ostatnio dowiedziałam się, że jeden z moich kolegów uzyskał swoje pierwsze mianowanie w sprawie. Od czasów studenckich udziela się w środowisku arbitrażowym, pisze artykuły, organizuje konferencje. Ponadto był pełnomocnikiem w wielu sprawach arbitrażowych. W jego przypadku trwało to latami, ale na pewno sobie na to zasłużył i trzymam za niego kciuki.

 

MS: Studenci podczas studiów starają się zbierać wszelkie doświadczenia, które pomogą im w sprawdzeniu się w potencjalnie przyszłej pracy. Jedną z takich form są różne konkursy symulacyjne, min. symulacja arbitrażu. Ocenia Pani studentów podczas konkursów jak prawdziwy arbiter. Jaki poziom reprezentują uczestnicy takich symulacji?

JPL: Widać, że studenci traktują tę konkurencje niemniej poważnie, jak pełnomocnicy w rzeczywistych sprawach arbitrażowych. Stopień przygotowania jest zawsze wysoki u wszystkich ekip. Widać dni przygotowań pod kątem merytorycznym. Mimo to, wynik tego przygotowania może być reprezentowany na rożnym poziomie (np.: braków językowych nie da się przeskoczyć z dnia na dzień). Jedni władają angielskim z łatwością i wyrażają się precyzyjnie a innym idzie gorzej (międzynarodowe konkursy arbitrażowe są przeprowadzane w jęz. angielskim- przyp. red.). Są studenci, którzy mają łatwość argumentowania i szybko potrafią dostosowywać się do sytuacji, reagując na argumenty przeciwnika. Inni mają przygotowane wystąpienie i tego się trzymają. U jednych nie czuć tremy a u drugich już tak. Podsumowując, różnicę raczej wynikają z indywidualnych zdolności a nie z nakładu pracy. To nie jest zajęcie dla leniwych:-)

MS: Czy symulacje Moot Court pomagają w zaplanowaniu kariery arbitra? Czy można je potraktować jako bezpośredni krok w kierunku zawodu?

JPL: Pytanie raczej brzmi, czy karierę arbitra można zaplanować? Osoba będąca arbitrem musi cieszyć się zaufaniem i uznaniem w środowisku. Jest na ten temat rozdział w świetnej książce autorstwa Yves Dezalay i Bryant Garth pod tytułem Dealing in Virtue.

MS: Czy Moot Court pomaga w nabyciu ogólnego doświadczenia czym jest praca arbitra?

JPL: Zaryzykuje stwierdzenie, że moot court pomaga raczej w byciu dobrym pełnomocnikiem w arbitrażu. Ponadto rozwija ogólne zdolności w kierunku procesowym -sztuka argumentowania i wywodu prawniczego w mowie i piśmie. Każdy student, który brał udział w Moot Court jest w stanie ocenić, jak powinien kształtować swoją przyszłą karierę. Co mu wychodzi, a już nie bardzo. Zdarza się przecież, że student potrafi dać popis oratorski w języku ojczystym, ale po angielsku... to już nie brzmi tak przekonująco. Inna sytuacja, gdy student jest przekonujący bardziej w pisemnym wywodzie niż w ustnym. Zdarza się. że uczestnicy nie sprawdzają się w sytuacjach, gdy czują presję otoczenia. Generalnie rzecz ujmując, Moot Court jest okazją do sprawdzenia samego siebie, a także last but not least, daje szansę spotkania ciekawych ludzi.

 

MS: To może jeszcze na koniec motyw rozluźniający, więc poproszę o anegdotkę. Czy podczas Pani pracy zdarzały się jakieś zabawne zdarzenia?

JPL: Naturalnie, że tak. Tylko podkreślam, że to co jest zabawne docenia się dopiero z odstępem czasu. W trakcie samego zdarzenia sytuacja raczej wymaga powagi. W jednej z moich spraw miały miejsce oględziny na miejscu. Stojąc przed wanną osadową w oczyszczalni ścieków toczyła się dyskusja, czy rysy na betonie, które widać z boku powodują nieszczelności. Burzliwej dyskusji biegłych przysłuchiwał się starszy robotnik, który grabił trawę. W głuchym momencie, kiedy wszystkie pomysły na sprawdzenie stanu dna wyczerpały się i wszyscy w ciszy wpatrywaliśmy się w nieczystości pływające na powierzchni, odezwał się ów starszy pan przepalonym głosem: "Gdyby ta wanna przesiąkała, to stalibyśmy tutaj po kolana w g*nach!" I dlatego, że nie staliśmy w odchodach, strony zdecydowały się zawrzeć ugodę.

MS: Podsumowując, nawet w tak poważnej pracy zdarzają się wesołe momenty, które dodatkowo pomagają w szczęśliwym zakończeniu sprawy. Bardzo dziękuję za rozmowę. Mam nadzieję, że wywiad nie tylko przybliży studentom Pani zawód, ale też będzie stanowił drogowskaz ścieżki kariery.

Czytany 5777 razy
Reklama:
Najnowsze